przymusowa kwarantanna

I tak jak choroba złapała nas w domu, tak odpuściła dopiero w szpitalu.
To dzisiaj lekarze zatwierdzili nasz powrót do domu. I dobrze, bo po pięciu dniach miałam naprawdę serdecznie dosyć! Myślałam, że oszaleje. Kryzys złapał mnie już po trzech dniach siedzenia z Synem, który tylko najchętniej by spał, bo taki Bidulek był zmasakrowany, gorączką, bieguną i kroplówkami.
A zaczęło się ode mnie... To ja zaczęłam się źle czuć, normalnie jak na grypę.
Ale co mi tam, jestem hardkorem i moim najlepszym kolegą stał się sedes. Później choróbsko ukradło mi Frankiego. Najpierw spokojnie - biegunka przez pół dnia, no a potem co się patyczkować - gorączka. A gdyby i tego było mało, jakiś czerwony placek pokazał się synkowej mojej pupci. Wystraszona, za namową Mamy mojej chciałam dzwonić na szpital. Ale po namyśle poczekałam do tej 16g i pojechałam do lekarza.
No a Pani Doktor ze względu, że akurat pracuje w szpitalu również, no to dawaj, skierowanie napisała i jeszcze na wieczór kurs był na Bukowiec.
Rozpoznanie : biegunka - rotawirus.

Po porannych badaniach w szpitalu okazało się, że wyniki są baardzo kiepskie. Wysokie CRP i inne takie dziadostwa, na których akurat ani trochę się nie znam ...
Na to doszło odwonienie i spadek wagi.
No to co, długo czekać nie trzeba było i w ten sam jeszcze dzień kroplówka spływała Miśkowi do żyłek. Później antybiotyk i całe leczenie.

Ale jestem tak dumna z mojego cudownego Syna, że szok. Jest takim zuchem, jak ich mało. Był taki dzielny. Pani pielęgniarka przychodziła z aparaturą, a Franio grzecznie wyciągał rączkę i leżał cierpliwie do końca kroplówki. Był taki grzeczny i wytrzymały, gdy co chwilę trzeba było wkłuwać nowy wenflon, bo w poprzednim pękała żyłka i puchła rączka ...
A co najgorsze, że w drugiej dobie naszego pobytu, zadzwoniła do mnie Mama i powiedziała,że też męczy się z chorobą. Bratowa też chorowała ... Toż to jakieś dziadostwo panuje!

Na szczęście jesteśmy już w domu cali i zdrowi! I nie lubię wspominać tych pierwszych dni, gdy Misio ledwa patrzył na oczka, bo "końskiej" dawce kroplówy i antybiotyku.
Po rodzinnym chorowaniu, wirusy i inne dziady zostawią nas już w spokoju!
Nie chcemy już chorować i nie będziemy!


Mimo cierpienia sny musiały być ciekawe. 

Ze spinką na głowie rozmawiał z Dziadkami przez telefon i pokazywał jaką rozróbę na swojej sali zrobił. 
Bo już wyzdrowiał :)

Ale chociaż widok z okna był ładny ;)


Komentarze